Jak to wszystko się zaczęło

Weź się podzieL... Share on Facebook0Tweet about this on TwitterShare on Google+0

piwo

Kto by pomyślał. Doczekałem się pierwszej w życiu publikacji na swój temat w pewnym branżowym czasopiśmie. Branżowym, ale w branży zupełnie niezwiązanej z piwem. Wyjrzyjcie za okno, bo może jeszcze jakieś inne cuda dzieją się na świecie. Z racji na ograniczenie długości artykułu do tylko jednej strony, całość tekstu się nie zmieściła, dlatego postanowiłem umieścić go na blogu ku uciesze wszystkich moich fanów. Dwóch. O ile liczy się rodzina.
Dla tych, którym nie chce się czytać całości przedstawiam wersję skróconą:

  • Wcześniej nie wiedziałem, że w domu można warzyć piwo. Teraz już wiem.
  • Więc warzę piwo w domu.
  • Okazało się, że nie jestem taki oryginalny jak myślałem, bo domowych piwowarów jest więcej.
  • w Polsce trwa rewolucja. Piwna.
  • Chwalę się niewygraniem w konkursie.
  • Chwalę się mini-laboratorium.
  • Trudno jest uwarzyć lagera w domu.
  • Chwalę się pudłem ze styropianu, które nazywam chłodnią.
  • Udało mi się jakoś opisać w kilku zdaniach proces warzenia piwa.
  • Chwalę się blogiem.
  • Staram się nie napisać, że warzenie z ekstraktów jest dla leniwych.
  • Przekaz podprogowy informujący, że warzenie jest tańsze niż kupowanie piwa w sklepie.
  • Szokująca ciekawostka na zakończenie: w USA warzą dobre piwo.

A poniżej pełny tekst:


Warzeniem piwa aktywnie zajmuję się od około dwóch lat. Myślałem o tym już wiele lat wcześniej, ale zawsze wydawało mi się, że to bardzo trudny proces i niemożliwy do przeprowadzenia w domowych warunkach. Tak było do czasu, gdy trafiłem na stronę internetowego sklepu, który oferował zestaw niezbędnego sprzętu dla domowego piwowara. Okazało się, że nie trzeba wcale mieć warzelni w piwnicy, a wystarczy duży garnek i kilka wiader żeby z powodzeniem uwarzyć w domu piwo, które jakością i smakiem będzie biło na głowę wszystkie sklepowe „koncerniaki”.

Wgłębiając się w temat, odkryłem z zaskoczeniem, że w Polsce takich zapaleńców jak ja jest kilkuset, a na dodatek istnieje stowarzyszenie, które zrzesza miłośników domowego warzenia piwa. Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych ma swój oddział terenowy w każdym województwie i zajmuje się organizacją konkursów, szkoleniem piwnych sędziów, organizowaniem imprez i pokazów, a nasi przedstawiciele wśród polityków, aktywnie działają na rzecz uproszczenia przepisów dotyczących zakładania minibrowarów. Napisałem „nasi”, bo nie zastanawiając się długo, również do stowarzyszenia dołączyłem i w najbliższym czasie planuję przejść kurs sędziowski.

Polska przeżywa obecnie swego rodzaju „piwną rewolucję” i nowe browary rzemieślnicze, specjalistyczne sklepy i hurtownie, a także puby, które oferują coś więcej niż to co znajdziemy na sklepowych pułkach, pojawiają się jak grzyby po deszczu. W wielu miastach powstały tzw. „piwne depozyty”, gdzie każdy domowy piwowar może wymienić swoje piwo, na uwarzone przez kogoś innego i podzielić się później opinią na jego temat.

Pomimo krótkiej kariery piwowara, brałem już udział w kilku konkursach i mam na koncie jeden mały sukces. W największym konkursie, to jest Ogólnopolskim Konkursie Piw Domowych, udało mi się wejść do finału z piwem uwarzonym w belgijskim stylu „Saison”, który jest mocnym, ale wytrawnym piwem, warzonym zazwyczaj z dodatkiem przypraw i skórki pomarańczowej. Nie znalazłem się co prawda na podium, ale udało mi się zostawić za sobą kilkudziesięciu innych piwowarów.

Ostatnio, oprócz przygód z piwami fermentowanymi szczepami dzikich drożdży, które sam wyhodowałem (mam w domu małe laboratorium mikrobiologiczne stworzone specjalnie w tym celu), specjalizuję się w piwach typu AIPA (mocne i bardzo nachmielone piwo górnej fermentacji) i belgijskich. Wynika to w dużej mierze z naszych warunków klimatycznych, bo te gatunki mogą dojrzewać w temperaturze pokojowej, a niektóre Belgijskie świetnie się czują nawet w czasie letnich upałów. Niedawno jednak zbudowałem prowizoryczną chłodnię więc może uda mi się zacząć warzyć czeskie pilsy.

Trudno jest opisać jak wygląda cały proces warzenia w kilku zdaniach, bo jest dosyć długi i wieloetapowy. Pierwszą częścią zabawy jest zacieranie, czyli wymieszanie lekko zmielonego słodu z wodą i utrzymanie tej papki w odpowiedniej temperaturze przez około godzinę. Później zacier trzeba przefiltrować, co znowu trwa co najmniej godzinę. Tak powstały płyn nazywamy brzeczką. Niektórzy wciąż uważają, że piwo składa się głównie z chmielu, ale tak naprawdę jest on tylko przyprawą, którą dodajemy w następnym etapie, który jest właśnie warzeniem, czyli gotowaniem brzeczki. Po odfiltrowaniu z chmielu, trzeba to wszystko schłodzić, im szybciej tym lepiej, potem pozostaje tylko dodać odpowiednich drożdży i czekać. I czekać. I czekać. Tutaj zaczyna się fermentacja, która trwa około miesiąca. W tym czasie drożdże zjedzą większość cukru, a jako efekt uboczny wyprodukują alkohol. Na koniec butelkujemy, znowu czekamy i po dwóch tygodniach możemy się cieszyć pysznym domowym piwem. Wszystkich zainteresowanych szczegółami tego ciekawego procesu zapraszam na mojego bloga http://piwiarz.pl, a i na maile z pytaniami chętnie odpowiem.

Oczywiście nie każdy ma możliwość poświęcenia ośmiu godzin na stanie w kuchni z łyżką w jednej, a termometrem w drugiej ręce i tym osobom polecam ekstrakty słodowe, które wystarczy tylko zalać wodą, dodać drożdży i wymieszać. Mimo, że nie pozwalają one na całkowitą kontrolę nad smakiem gotowego piwa, to są niezłym sposobem na wejście w świat domowego piwowarstwa.

Na koniec, jeżeli jeszcze ktoś nie poczuł się zachęcony, powiem Wam, że nie jest to wcale drogie hobby. Podstawowy sprzęt jest stosunkowo tani, a nie szalejąc zbytnio z drogimi składnikami, spokojnie można uwarzyć piwo za równowartość 50gr na butelkę i wciąż będzie znacznie lepsze niż sklepowe.

Ciekawostka: zgadnijcie, które państwo warzy najlepsze piwa, a w prawie każdym sklepie na półkach jest więcej piw rzemieślniczych niż koncernowych? Teraz pomyślcie, które według Was może warzyć najgorsze piwo. Jeżeli w drugim pytaniu przyszły wam do głowy Stany Zjednoczone, to zaskoczę Was, bo są one odpowiedzią na pierwsze. Owszem, piwo koncernowe z USA należy do najbardziej wodnistych i bezsmakowych. Z drugiej strony, dzięki bardzo liberalnym przepisom dotyczących minibrowarów oraz klimatu, który pozwala na uprawę unikatowych na światową skalę gatunków chmielu, nie ma drugiego takiego kraju, gdzie powstawałoby tyle piw rzemieślniczych. Amerykanie kupują ich więcej niż piwa ze swojego największego koncernu – Budweisera.


Piwiarz.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Przepisz kapcia: * Time limit is exhausted. Please reload the CAPTCHA.